"Trochę błędów"
Zacznijmy od pamiętników których autorem był płk Teofil Łapiński żeby rozwinąć nieco ten temat.
Jak można skomentować ten tekst z jego pamiętników w odniesieniu do cytatu w książce p. Górnego ze strony 276?
Ja odnoszę wrażenie, że jego książka pisana jest miejscami nieco na skróty.
Łącznie Łapiński istotnie miał w czasie swojej wyprawy aż 1100 karabinów, 1000 zakupił w Anglii i dowiózł je do Malmö w Szwecji, następnie po zarekwirowaniu prawie wszystkich karabinów (ocalił tylko 24 sztuki wydane do musztry) zakupił dodatkowe 100 karabinów w Kopenhadze w Danii. Co do szczegółów transakcji, niekoniecznie w Anglii kupiono od Withwortha (przez liweranta) jego super celne karabiny lub choćby i nowe Enfieldy z jego manufaktury.
Jak sama nazwa wskazuje firma WHITWORTH RIFLE Co. MANCHESTER mieściła się w Manchesterze a nie w Londynie jak sugerował Łapiński. 1 szyling to 1/20 ówczesnego funta, więc orientacyjna cena nieco wyższa niż 12 szylingów za sztukę sugeruje, że chodziło o broń starą i nawet jak na warunki wojny bardzo tanią.
Liwerant - dostawca wojskowy.
1 szyling - 1/20 funta.
1 cetnar angielski (hundredweight) odpowiada ok. 50,8023 kg. Statek „Ward Jackson” przewoził więc 2,5 tony prochu czarnego.
Strzelec celny - odpowiednik strzelca - jegra.
Polemikę do rozdziału 4 książki p. Górnego dalej sumiennie piszę, a jest o czym...

Zacznijmy od pamiętników których autorem był płk Teofil Łapiński żeby rozwinąć nieco ten temat.
Teofil Łapiński: [i]Powstańcy na morzu w wyprawie na Litwę. Z pamiętników pułkownika[/i Wrote:]Wybrane cytaty są z książki płk Łapińskiego od strony 35 do 182.
U p. Ćwierczakiewicza zastaliśmy naszego dostawcę, niemieckiego żyda, osiadłego w Londynie, którego nazwiska już nie pamiętam. Wzięliśmy się zaraz do przeglądu wykazu naszego magazynu i modelów każdego przedmiotu.
Mieliśmy w magazynie:
1000 sztuk karabinów z bagnetami, broń doskonałą, wprawdzie nie odtylcówki, bo takich oprócz w Prusach, wówczas w całej Europie nie było, ale tak dobrą, że z bronią strzelców celnych angielskich porównaną być mogła. Spostrzegłem, że model karabinów był bez pasa, a bagnet bez pochwy. A gdzie pasy i pochwy, panie komisarzu ? Niema. Jak to niema, więc pan chcesz, żeby żołnierz karabin zawsze w ręku trzymał, a bagnet w kieszeni nosił. Proszę zanotować tysiąc pasów i pochew i zaraz obstalować.
750 pałaszy, kawaleryjskich francuskich, znowu bez pendentów, które trzeba było obstalować. Ja to wszystko dostarczę, wtrącił kupiec. Kiedy ? Za trzy dni. Dobrze, tylko proszę pamiętać, żeby wszystko było na model wojska angielskiego, inaczej nie przyjmę.
200 lanc dobrych, znowu bez temblaków, które obstałowałem.
100.000 ładunków karabinowych, dobrych.
50 cetnarów prochu, dobrego gatunku.
2 miliony kapsli dobrych.
Wszystko dotychczas wymienione dostarczane było przez fabrykę broni i prochu panów Withworth et Sons w Londynie, wykonane najsumienniej i po cenach tak umiarkowanych, że w podaniu takowych dobre chęci dla sprawy naszej najwidoczniej na bogatych fabrykantów wpływały.
Wszystkie następne przedmioty dostarczane były przez obecnego liweranta:
(...)
Sto rewolwerów, bez żadnych przyborów, lichych, stosownych do zabawki, albo do pojedynków, z których zapaśnicy chcą, cało wyjść; ponieważ tylko 20 rewolwerów było zapłaconych, odrzuciłem resztę, a obstalowałem potrzebne przybory.
(...)
Modele były dobre, odpowiednie do efektów używanych przez wojsko angielskie. Gdy przyszło do ugody ceny, pan dostawca, przysięgając się najprzód, że nic zarobić nie chce, podał mi ją w dwójnasób. Wyjąłem cennik z pularesu, i pokazałem mu go z uśmiechem. Zmieszał się szachraj trochę, spojrzał na mnie z ukosa, ale jak to takim mataczom na rezonie nie zbywa, wykręcał się jak mógł. Ofiarowałem mu dziesięć procent zysku, z warunkiem odstawy do magazynu w przeciągu trzech dni, zgodził się nareszcie, mrucząc że i na śniadanie nie zarobił. Daj pokój, mówię, kochany, już na twojej sympatji dla nas dosyć zarobiłeś. Liwerant przywiózł ze sobą modele karabinów i pistoletów tanich i wcale dobrych. Chciał on dostarczyć
takich 10.000 karabinów po dwanaście szylingów sztukę, pistoletów 2.800 po trzy szylingi. Rezerwowaliśmy obstalunek na pomyślniejszą chwilę, obowiązał się czekać trzy miesiące.
(...)
Wyszukałem więc tymczasem jednego znajome go mi jeszcze przed kilkunastu laty wyższego oficera duńskiego i prosiłem go, czyby mi nie mógł poradzić, gdziebym mógł kupić ze sto dobrych celnych karabinów. Za pomocą tego zacnego oficera, do południa kupno tak broni jak i amunicji było skończone i zadatek dany. Karabiny były dobre, jak takowych ubywają strzelcy celni duńscy. Brakowało tylko bagnetów, ładownic i pasów, które obstalowałem z warunkiem, aby do ostatniego maja wieczór były gotowe.
(...)
W Kopenhadze nie mogłem zakupić ładunków gotowych. Kupiłem tylko wszystkie przyrządy do lania kul i do robienia ładunków. Wybrałem dwudziestu ludzi obeznanych z tą robotą, i z pod rąk ich wyszły ładunki, jakich by się żadne laboratorjum wojskowe nie powstydziło. Ładunków było na każden karabin trzysta, kapsli trzy tysiące.
(...)
Obrachunek ostateczny zrobiliśmy z komisarzem w kajucie.
Jak już wspomniałem, ze składek zebrała się suma 62.000 franków. Komisarz zostawił mi przy pierwszym wyjeździe do Sztokholmu 6.000 franków. Z tego wydano na utrzymanie oddziału, na wysyłki niezdolnych, na niektóre potrzeby ubrania i obuwia, na statek pod proch i na różne wydatki 31.000 franków.
Zakupienie „Emilie“ z łodziami i z żywnością na dni czternaście 15.000 franków
najęcie żaglowca, który nas wywiózł z Malmó 1.500 franków
broń i amunicja 4.500 franków,
wydatki komisarza 5.000 franków.
(...)
Jak można skomentować ten tekst z jego pamiętników w odniesieniu do cytatu w książce p. Górnego ze strony 276?
Ja odnoszę wrażenie, że jego książka pisana jest miejscami nieco na skróty.
Łącznie Łapiński istotnie miał w czasie swojej wyprawy aż 1100 karabinów, 1000 zakupił w Anglii i dowiózł je do Malmö w Szwecji, następnie po zarekwirowaniu prawie wszystkich karabinów (ocalił tylko 24 sztuki wydane do musztry) zakupił dodatkowe 100 karabinów w Kopenhadze w Danii. Co do szczegółów transakcji, niekoniecznie w Anglii kupiono od Withwortha (przez liweranta) jego super celne karabiny lub choćby i nowe Enfieldy z jego manufaktury.
Jak sama nazwa wskazuje firma WHITWORTH RIFLE Co. MANCHESTER mieściła się w Manchesterze a nie w Londynie jak sugerował Łapiński. 1 szyling to 1/20 ówczesnego funta, więc orientacyjna cena nieco wyższa niż 12 szylingów za sztukę sugeruje, że chodziło o broń starą i nawet jak na warunki wojny bardzo tanią.
Liwerant - dostawca wojskowy.
1 szyling - 1/20 funta.
1 cetnar angielski (hundredweight) odpowiada ok. 50,8023 kg. Statek „Ward Jackson” przewoził więc 2,5 tony prochu czarnego.
Strzelec celny - odpowiednik strzelca - jegra.
Polemikę do rozdziału 4 książki p. Górnego dalej sumiennie piszę, a jest o czym...
